Opowiadanie stadne cz. V - Zakończenie (Brahmaputra)

wtorek, 4 sierpnia 2015


Słowem wstępu. Dziękujemy wszystkim chętnym którzy zechcieli stworzyć tą opowieść. Dziękujemy także tym, którzy mieli dobre chęci, ale coś nie poszło i nie mogli z jakichś względów napisać własnej części. Dziękujemy też za chęć pojawienia się waszych postaci w opowiadaniu.

Pisałam to opowiadanie przez 3 dni, oczywiście po kilka godzin. Za wszelkie błędy i braki przecinków przepraszam. Przed opublikowaniem przeczytałam to tylko raz by sprawdzić dopasowanie podkładów oraz błędy. Jednakże czasem każdemu gdzieś tam się jakiś wkradnie, przy tak dużej ilości tekstu :)

Bardzo polecam podkłady muzyczne, bowiem bardzo starannie je dobierałam i moim zdaniem doskonale pasują do całości i nadają bardzo fajny klimat. Uprzednio jednak nie zapomnijcie spauzować naszej muzyki blogowej.

No dobra, zaczynamy:


Noc....
Zdałoby się, że to pierwsza ciepła wiosenna noc. Ptaki, które dawały koncert przez cały dzień, pochowały się już w swoich gniazdach  by zregenerować siły na kolejny dzień.. Tak jak każdy, tak również i ja - olbrzymia czarna wadera, ułożyłam się pod drzewem nad strumieniem, by nieco odetchnąć po trzydniowej wyprawie. Wyprawie mającej na celu obejrzeć wschodnie tereny, by później je przejąć oczywiście z pomocą stada. Dzięki niemu nie musimy się już męczyć ze wszystkim same, a rodzina potrzebuje większych terenów. Westchnęłam cicho i oparłam kudłaty łeb o przednie łapy wyłapując jednocześnie porywisty dźwięk szumu strumienia, przepływającego tuż za mną. Najwidoczniej szybko usnęłam, gdyż nie pamiętam co było dalej. Jedyny urywek z mojej pamięci od tamtego momentu, była chwila w której gwałtownie się obudziłam, oddychając nerwowo. Pierwsza moja myśl dotyczyła Silje Selun - mojej przybranej siostry, jednakże w tej chwili nie potrafiłam odpowiednio skojarzyć faktów. Wiedziałam tylko że moje sny zawsze coś oznaczają i że zawsze przed czymś mnie ostrzegają. Zastrzygłam uchem, czując przyjemny wiosenny zapach  i usłyszałam pierwsze ptaki, które już powoli zaczynały się odzywać. Było jeszcze ciemno, mimo tego przeciągnęłam się, wyprężając grzbiet jak tylko to było możliwe, po czym powoli wstałam. Podeszłam do strumienia by zaczerpnąć kilka łyków wody. Nagle poczułam słodki smak krwi, zmieszanej z wodą. Podniosłam zdumiona głowę i skierowałam wzrok w kierunku, z którego przypływał owy strumień. Pochodził z HOG. Spojrzałam jeszcze na niebo, moim oczom ukazała się przepiękna, okrąglutka tarcza księżyca.
- Silje - szepnęłam dość głośno i natychmiast rzuciłam się w ścianę lasu, zgrabnie przeskakując strumień. Biegłam wzdłuż niego, bowiem wiedziałam że skoro krew jest w nim, gdzieś tam w jego pobliżu dzieją się teraz straszne rzeczy.

*   *   *
- Daybreak! -krzyknęłam zatrzymując się z trudem by nie wpaść na białą wilczycę. Byłam bardzo zaskoczona widząc samicę poza terenami HOG.
- Brahmo, jak dobrze Cię widzieć. Nie ma czasu, musisz nam pomóc!
Kiwnęłam czarnym łbem na znak że zrozumiałam jej słowa, po czym dałam jej znak by biegła ze mną. Nie było bowiem czasu na bezczynne stanie, trzeba było porozmawiać w drodze. Nie mogłam biec zbyt szybko, gdyż wiedziałam że samica jest mniejsza i ciężko jej będzie nadążyć, a chciałam wiedzieć co się stało.
- Opowiadaj - wymruczałam miękko, przeskakując przez kolejne przeszkody na naszej drodze.
- Silje wpadła w szał... jest olbrzymia i przerażająca... Nie wiedzieliśmy co robić, więc posłano mnie po Ciebie.
- Bardzo dobrze zrobiłaś. Dużo mamy rannych?
- Cóż.. nie wiem co się tam teraz dzieje ale Roy i ja nieco oberwaliśmy... reszta pewnie teraz z nią walczy.
- Dziękuję Daybreak. - Rzekłam po czym wpadła mi do głowy myśl że z reguły ciężko mi było wymawiać takie słowa. Po chwili gdy wszystko już wiedziałam, przyśpieszyłam przepraszając ją w duchu. Sytuacja wymagała pośpiechu.

*   *   *
Wpadłam z impetem na polanę znajdującą się tuż przed moją jaskinią. Jaskinią drzewa. Za mną wyłoniła się także Daybreak. Zaraz obok płynął potok, a w nim poraniony i usiłujący się wydostać Roy. Nieopodal przerażone stado i szamocząca się Silje... Była przywiązana do drzewa, lecz robiła wszystko co mogła by się wydostać.. Było w niej coś, czego do tej pory nigdy nie widziałam. Przełknęłam ślinę i najeżyła sierść, zaczynając jednocześnie głośno warczeć.
- Silje! - Kiedy wykrzyczałam jej imię, jej błyszczące spojrzenie przeszyło mnie na wskroś. - Zostawcie to mnie! - krzyknęłam do pozostałych i postąpiłam kilka kroków w bok i dwa w przód.
Dziwnym było że dwie alphy teraz miałyby stoczyć walkę.. Stado posłusznie się odsunęło na bok, zerkając na siebie nie pewnie, a Tenbres pomógł Royowi wydostać się z wody. Po krótkiej chwili Silje wydostała się z uwięzi.. Znów była wolna. Rozejrzała się warcząc donośnie. Patrzyła na stadników z nienawiścią.
-Hej! Jeśli musisz zabijać.. zacznij ode mnie - wbiłam pazury w miękką ziemię pod sobą. Puściłam oko do Daybreak, by wrazie czego była gotowa na wszystko.
Nastała cisza. Silje skierowała wzrok i swe kroki w moim kierunku. To ta chwila. Starcie tytanów.. Olbrzymie wilczyce przyglądały się sobie wzajemnie.
Nie spuszczałam ani na moment siostry z oczu. Nie mogłam zrozumieć co się stało, zawsze kiedy pojawiałam się w pobliżu, wadera uspokajała się i wszystko wracało do normy. Może to przez obecność innych istot w pobliżu.. Cóż. Trzeba ich bronić.. inaczej zginą wszyscy. Kłapnęłam zębami w jej stronę, a ta odskoczyła lekko na bok, najwyraźniej zaskoczona faktem że usiłuję ją atakować. Po chwili jednak wróciła z kontratakiem, o wiele silniejszym niż przypuszczałam. Nasze kły spotkały się w zabójczych uściskach. Poczułam silny ból. Mimo wszystko zmutowana samica była odrobinę większa ode mnie. Oczywiście nie poddawałam się z tego powodu, gdyż siła walki i przetrwania we mnie zawsze brały górę. Odepchnęłam atak, wbijając pazury w jej kark.
Samice przez moment opierały się o ziemię tylko i wyłącznie tylnymi łapami. Przednimi zaś odpierały wzajemnie ataki. Warczały nad wyraz głośno. Dla pozostałych obecnych na miejscu zdarzenia przyszłych strażników, musiało to być przerażające widowisko. Tym bardziej iż mieli mieszane uczucia co do obu alph. Czy na pewno słusznie wybrali, wstępując do straży drzewa Istnień. Skoro nawet alphy biją się między sobą, a jedna z nich nawet chciała ich wszystkich wymordować. O co tu właściwie chodzi. Po co zakładały to stado, skoro teraz odstawiają takie numery?
Cóż.. miałam nadzieję im to wszystko jakoś wynagrodzić i wyjaśnić. Jednakowoż w tej chwili nie to było moim największym zmartwieniem. Musiałam najpierw uspokoić siostrę. Warknęłam tym razem o wiele głośniej, tak jak miewam w zwyczaju gdy jestem na prawdę wściekła. Silje na moment zastygła w bezruchu ale po chwili kontynuowała z jeszcze większą dostawą sił. W końcu moje łapy nie wytrzymały i padłam na ściółkę leśną, przygnieciona całym ciężarem potwora. Nie wydałam jednak z siebie ani krzty oznak bólu. Mimo leżenia na grzbiecie, nieźle dawałam sobie radę, jednak ciężar mojego agresora nie pozwalał mi się podnieść.
- Do cholery Silje uspokój się! - wywarczałam wprost w jej uszy. Jej wzrok zajaśniał jakimś tajemniczym światłem i wtem śmiercionośne kłapnięcie pyska zatrzasnęło się nie na mojej krtani, lecz tuż nad moim nosem. Dlaczego? Też chciałabym wiedzieć. Silje gwałtownie odwróciła się wbijając kły w soczyste końskie mięso. Wokół rozległo się donośne rżenie ogiera, który podpalił nieco sierść na jej zadzie. Bez wahania wyczołgałam się spod siostry w duchu dziękując Tenbres'owi. A gdy ta w trakcie ponownie chciała mnie dopaść, do akcji wkroczyła Daybreak, która zaczęła szarpać potwora za ogon. Gdy byłam już wolna, zwierzęta na nowo odsunęły się, a ja ... cóż... nie miałam wyjścia. Moja siostra zraniła zbyt wiele osób.. Zacisnęłam powieki i rzuciłam się na jej grzbiet. Teraz to ja przytwierdziłam ją do ziemi. Czułam że tym razem, samica nie uspokoi się tak łatwo i że.........
....

*   *   *

To było banalnie proste.. Po prostu wbiłam kły w jej krtań... Tak po prostu.. na oczach całego stada...
Chwila pulsacyjnych ruchów wywołanych reakcjami obronnymi i Silje Selun przestała się poruszać. Wyciągnęłam kły i spojrzałam na nią. Moje serce zabiło jakoś dziwnie. Czułam się potwornie źle. Patrzałam na nią jeszcze długo, nim cokolwiek do mnie dotarło. Potwór z każdą sekundą tracił blask, aż w końcu zgasł całkowicie. Ja zdruzgotana wstałam i odsunęłam się na sam skraj polany, jak najdalej się dało. Wszyscy patrzeli na mnie w osłupieniu. Potwór powoli z wolna zaczął przeistaczać się w normalną Silje, lecz wciąż się nie poruszał. Leżała tak bezwiednie na zielonej trawie, nieopodal jaskini Drzewa istnień. Zaczęło kręcić mi się w głowie.
 -Co ja zrobiłam...? - szepnęłam, kręcąc się dookoła.- To ja jestem potworem! - wrzasnęłam i zniknęłam zwierzętom z oczu. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało... To działo się tak szybko... zbyt szybko.
Pozostałe zwierzęta powoli zaczęły zbliżać się do Silje. Najpierw Aerin oraz Kame i Akame. Później Daybreak oraz Tenbres. Nikt nie mógł wykrztusić słowa. Sytuacja ich przerosła.
Na poboczu polany leżał Roy. Milczał, wpatrzony w leżącą wilczycę. Po chwili, która mogłaby się wydawać wiecznością basior ostatkami sił podniósł się z ziemi, i zaczął powoli zbliżać się do centrum zamieszania. Lekko utykał na lewą przednią łapę, a z boku wydobywała się stróżka krwi, która wciąż kapała na ściółkę. Wilk podszedł wystarczająco blisko i usiadł najbliżej ze wszystkich, przy samej Silje. Mając ją przed sobą zwiesił bezradnie łeb. Nie mógł już niczego zrobić, tak bardzo żałował, bowiem samica ta była pierwszą, jaką spotkał w tym tajemniczym lesie.
- Inaczej się nie dało - odezwała się w końcu Akame, spoglądając na samca, z jeszcze większym smutkiem niż poprzednio.
- Kame? czy mogłabyś opatrzeć nam rany? - zapytał Tenbres. Wiedział że sytuacja jest poważna, ale wiedział też że jeśli będą długo czekać to wszyscy się wykrwawią. Samica kiwnęła łbem i podchodziła do każdego z osobna ze swoimi ziołami. Tylko Roy odmówił pomocy, spojrzał na nią poważnie po czym znów zwiesił łeb. Z jego spojówek wydobyło się kilka łez które szybko wypłynęły i spadły wprost na futro wilczycy, leżącej u jego łap.

( Muzyka stop - Teraz odpalamy tę: >Klik<  )


I wtedy nagle... Wydarzyło się coś, czego nikt zupełnie się nie spodziewał. Pomiędzy zwierzętami coś się
poruszyło. Tenbres który akurat leżał nieopodal pod opieką Kame otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Aerin siedząca obok wydała z siebie cichy głosik, aby zainteresować pozostałych. Silje Selun poruszyła delikatnie skrzydłem. Najpierw jednym, później drugiem...Po chwili otworzyła oczy i spojrzała na Roya, który dzielnie wciąż trwał przy niej. Samiec otworzył oczy i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Przecież chwile przed tem widział ją martwą... widział jak umiera w śmiercionośnej walce z Brahmaputrą.
- Jak to? - szepnął i wstał, odsunął się by zrobić jej miejsce.
Silje odwróciła się na bok i wstała, lekko się chwiejąc. Patrzała na zwierzęta w niemym osłupieniu. Nie miała pojęcia co się stało, ale widząc ranne zwierzęta, obawiała się najgorszego, że zraniła ich przez klątwę. Po chwili jednak spojrzała na niebo, wprost na księżyc. Był w pełni.. Wadera zamarła w bez ruchu. Później spojrzała przerażona jeszcze raz na zebranych. Nikogo nie brakowało, wszyscy żyli, a więc dlaczego ona czuje się normalnie.  Potrząsnęła głową i dla pewności znów spojrzała na księżyc.
- Wszystko dobrze Silje? - Spytała po chwili Daybreak.
- Nie.... Nie wiem..  - wykrztusiła z trudem. Potwornie bolała ją głowa.  - Co...c... co się stało?
- Troche szalałaś -  rzekła z uśmiechem Aerin, - Ale chyba już Ci przeszło odkąd Brahmaputra... - zrobiła pauzę, bowiem nie wiedziała jak to powiedzieć.
- Brahma? Czy ona żyje? - Skrzydlata z trudem w natłoku nerwów wypowiedziała to pytanie.
- Żyje... Ale... to Ty nie żyłaś... Ona Cię zabiła... - tym razem zwrócił na siebie uwagę Roy.
Spojrzała na niego z jakimś dziwnym rodzajem strachu, po czym wzbiła się w powietrze bez słów wyjaśnień.



*   *   *

Nadszedł świt, kiedy Silje w końcu mnie odnalazła. Była ona nad urwiskiem, na północnej granicy terenów stada. Wadera bezszelestnie podeszła do mnie. Gdzieś za mną wydobył się cichy głos:
- Brahmo..
Słysząc swoje imię, natychmiast zawarczałam, nawet nie odwracając się w stronę nadchodzącego gościa i nie zawracając sobie zbytnio głowy tym, czyj to głos.
- Odejdź, bo skończysz jak Silje...
- Ale to ja siostro. - skrzydlata podeszła i usiada tuż obok mnie. Bok przy boku, zwróciwszy pysk w moją stronę. Spojrzałam na nią nie pewnie. Wciąż byłam w agresywnym nastroju. Warknęłam ponownie. Po czym, gdy Silje dotknęła mnie łapą, uwierzyłam. Przeszył mnie dreszcz... to nie duch.. To moja Silje.
- Silje... tak się cieszę. - przytuliłam ją mocno, a po chwili odsunęłam się szybko, gdyż nie przepadałam za tym.
- Już wszystko rozumiem siostrzyczko...
- To cud... Leżałaś martwa.. ja.... - zrobiłam pauzę - ja..... przepraszam.
-  Zdjęłaś ze mnie klątwę, zabijając mnie. Chciałam Ci podziękować... To chyba Twoja zasługa.
- To nie ja... leżałaś tam zbyt długo...
- To pewnie dzięki więzi, jaka połączyła nasze stado.
- Być może...
I tak właśnie było. Wilczyce jeszcze długo siedziały nad urwiskiem, rozmawiając o całej sprawie, nim wróciły do reszty stadników, by wyjaśnić im wszystko dokładnie. Członkowie zebrali się na głównej polanie. Najpierw ich oczom ukazała się Silje, dopiero później ja. Obydwie czułyśmy się wobec nich źle. Silje przez to że nie potrafiła nad sobą zapanować, a ja przez to że nie było mnie wtedy kiedy trzeba i że posunęłam się do zabicia siostry... No... na szczęście to była tylko klątwa i wszystko się dobrze skończyło. Lecz... wyrzuty sumienia pozostaną już na zawsze. Mimo iż stado przyjęło nasze przeprosiny i wyjaśnienia, my nie zapomnimy tego co się wydarzyło tej nocy. Już na zawsze odbije się w nas piętno.... tak... na zawsze....



K*O*N*I*E*C
~ Brahmaputra


Jeśli macie pomysły na kolejne stadne opowiadania, nie widzę przeszkód by zacząć je pisać, można oczywiście poinformować nas na shoucie.
Pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SPIS TREŚCI: