czwartek, 14 lipca 2016
Skrzydlata wadera
siedziała pod rozłożystym klonem. Lekki, letni wiatr poruszał gałęziami, przez
co od czasu do czasu promienie słońca tańczyły po jej pysku oraz głaskały jej
futro. Wkoło, wesoło popiskując i przekrzykując się nawzajem, bawiła się
czwórka szczeniąt. Turlały się i obsypywały kolorowymi liśćmi leżącymi na
ziemi. Dla nich nowość, jaką były opadające liście, była polem do popisu i
stworzenia wielu ciekawych zabaw. Maluchy pozostawały zupełnie nieświadome
tego, dlaczego ich mama siedziała pochmurna i zamyślona tego ciepłego,
lipcowego popołudnia.
Olbrzymia wadera o złocistych oczach siedziała wpatrzona w wąską szczelinę między skałami. Jej wielkie oczy zazwyczaj wyrażały siłę woli. Dziś zdawały się zatracone w pustce. Lekko przygarbiona sylwetka obserwowała z uwagą skalną konstrukcję. Szczelina prowadząca do kompleksu jaskiń zaszła dziwnym szlamem o niebieskawym odcieniu
.
Wejście do Jaskini Istnień
śmierdziało zgnilizną i błotem.
W pewnej chwili
leśną głuszę rozdarł przeraźliwy krzyk. Wysoki, bolesny, przypominający w swej
naturze pierwszy szloch nowo narodzonego stworzenia, które wyrwane z łona
matki, buntuje się przed otaczającym je chłodem i przestrzenią. Wszystkie
zwierzęta zamarły na chwilę, nie było bowiem pary uszu, do których ów płacz by
nie dotarł.
Nagły poryw wiatru zerwał kolejną partię pożółkłych liści z drzew. Zdawało się, że jesień zagościła w Lesie Strażników na dobre. Wszystkie stworzenia dopadło jakieś dziwne przeczucie, że świat się psuje, że wokół panuje choroba, której przyczyną nie jest tylko namacalna zmiana koloru liści czy sił witalnych, ale wewnętrzne zepsucie. W sercach mieszkańców lasu zagościł ból, którego nie mógł złagodzić ani uśmiech bliskiej osoby, ani piękny śpiew.
W samym sercu dziczy, z bagnistej gleby, niczym z łożyska, zaczął się wynurzać pradawny duch. Nie wiedział, co wyrwało go ze snu trwającego wieki, jego świadomość była jeszcze zbyt słabo ukształtowana. Wiedział jednak, że coś naruszyło balans w sercu lasu i to coś musiało zostać ukarane - nawet jeśli miałoby to oznaczać wyssanie życia z całej tej magicznej krainy.
Nagły poryw wiatru zerwał kolejną partię pożółkłych liści z drzew. Zdawało się, że jesień zagościła w Lesie Strażników na dobre. Wszystkie stworzenia dopadło jakieś dziwne przeczucie, że świat się psuje, że wokół panuje choroba, której przyczyną nie jest tylko namacalna zmiana koloru liści czy sił witalnych, ale wewnętrzne zepsucie. W sercach mieszkańców lasu zagościł ból, którego nie mógł złagodzić ani uśmiech bliskiej osoby, ani piękny śpiew.
W samym sercu dziczy, z bagnistej gleby, niczym z łożyska, zaczął się wynurzać pradawny duch. Nie wiedział, co wyrwało go ze snu trwającego wieki, jego świadomość była jeszcze zbyt słabo ukształtowana. Wiedział jednak, że coś naruszyło balans w sercu lasu i to coś musiało zostać ukarane - nawet jeśli miałoby to oznaczać wyssanie życia z całej tej magicznej krainy.
Czasami bowiem kara
przewyższa przewinienie.
Witajcie Strażnicy! Pradawny Duch został zbudzony przez niegodziwe uczynki, kogoś z mieszkańców lasu. Niestety pradawna istota spędziła w śnie ostatnie wieki i jej świadomość jest porównywalna do tej małego dziecka i dlatego na własny ból reaguje panicznie. Jego wielka moc sieje zniszczenie wysysając życie z fauny i flory, dlatego też Duch musi zostać ujarzmiony i wysłany ponownie na spoczynek nim zagrozi Drzewie Istnień.Waszym zadaniem jest dowiedzieć się co zbudziło Ducha, powstrzymać owo działanie a następnie znaleźć sposób na obłaskawienie ducha. Powodzenia.
* * *
W komentarzach proszeni są o zgłodzenie się wszyscy chętni do wzięcia udziału w eventowej rozgrywce. Kolejne sesje będą dogadywane i rozgrywane na chacie a logi zapisywane w dostępnym dla biorących udział miejscu.
Przewidziane są także mini-misje, które można będzie wykonać w formie opowiadania.
Wasz tymczasowy mistrz gry - Taliyah
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz